Aktualia nie.


Pewnego niedzielnego popołudnia, kiedy zwyczajowo spędzałam czas w National Gallery 
i z bliska przyglądałam się Chrztowi Pierro della Francesca, przezroczystość anielskiego rękawa i 9 odmian błękitów stały się gramem przeważającym.

Pisać o sztuce znaczy często przeczesywać. Chodzić, oglądać i sprawdzać, brać udział, rozmawiać, czytać. A poza tym gromadzić fakty, odniesienia, budować konteksty. A dziś u mnie w tym miejscu pojawia się wyraźny opór. 
Kiedyś lubiłam sobie pokomentować. Lubiłam też spoglądać w przeszłość. Zastanawiałam się jak żyli artyści, co myśleli. Dlaczego spotykali się w kawiarniach i rozmawiali. 
Nie widziałam połączenia między patrzeniem w przeszłość z niechęcią do aktualiów. Po prostu myślałam, że jestem sentymentalna. Jednak już w tym czasie mój opór  kiełkował jak rzeżucha na londyńskim parapecie.

Nie będę kopciuszkiem, który zanurzając się w aktualiach sztuki, oddziela popiół od kartofli, dobre i wartościowe działania od tych mniej przyszłościowych. Prób podjęłam wiele, ale w natłoku komunikatu wizualnego, moja intuicja strajkowała.

Tydzień temu kolega przesłał mi filmik, gdzie młody, brodaty mężczyzna prezentuje top 9 wystąpień polskich artystów współczesnych. Trochę wyrywa ich z korzeniami, wybiera pożyteczne cytaty jak Jehowi interpretując Biblię. Bałka, Kozyra, Żebrowska ukazani zostali w zupełnie innym świetle. Może trochę wykpieni i obśmiani. Na przykład Mirosław Bałka, od ubiegłej soboty, będzie dla mnie już zawsze złotoustym mężczyzną z odkurzaczem.

Moja nieufność do aktualiów była na początku prawie przezroczysta, niezauważalna – mylona z lenistwem lub niechęcią podsycaną względami osobistymi.
To dziwne poczucie, fakt uwierający tylko odrobinę, zbywałam wypracowaniami i opisami. Mój niejasny stosunek do aktualiów komplikowało bowiem upodobanie do sprzeciwiania się, 
a najlepiej sprzeciwiać się tu i teraz. 

Bunt na Bounty towarzyszył mi od wczesnego dziecięctwa. Rodziców przyprawiał o ból głowy, koledzy w podstawówce mnie nie lubili, a krytyczne teksty o kuratorach pisane w czasach studenckich, nie zjednywały przychylności środowiska. Kiedy opadł już pył po walce, którą stoczyłam z niesprawiedliwościami świata artystycznego, wyzyskiem, stronniczością i małością prominentów. Kiedy sentymentalizm przestał być tylko eskapizmem i przekształcił się w sposób na odszukiwanie wartości, a wyjazd z kraju wymusił dystans geograficzny. Zobaczyłam na horyzoncie niechęć do aktualiów. I to był fakt.

Ostatnie podrygi w starym kierunku miały miejsce w lutym 2012. Widząc Stacha Szabłowskiego kroczącego Millenium Bridge na wystawę Gerarda Richtera w Londynie, pomyślałam: po co wysyłać korespondentów na delegacje, skoro ja mogę wszystko załatwiać tu na miejscu. Potrzebna tylko legitymacja prasowa i obejdzie się bez zbędnych wydatków. Bo nie wiem czy wszyscy to wiedzą, ale w ramach idealistycznej postawy teksty piszę za darmo.
Ucieszyłam się ze swojego planu i przystąpiłam do realizacji. Zagaiłam redaktorów. Nawiązałam kontakty, poczyniłam przygotowania.

Jednak chodzenie na londyńskie wystawy w ważnych i jednocześnie undergrundowych galeriach było prawdziwą torturą, a czasem tylko utrapieniem, zależy od kontentu. Miałkie, przewidywalne albo po prostu bez smaku. Ble, ble, ble. Na moje szczęście nikt nie wyprawił mnie na biennale, bo bez sanatorium by się nie obyło.
Dodatkowo wystawy z namiastką jakości według mojego osądu, dla redaktorów okazały się ramotami.
I tak londyńskie niebo zasnuło się ciemnym błękitem pruskim, który według mnie najlepiej opisuje pat i smutek, który wtedy czułam. Przecież chciałam to wszystko opisywać. Chciałam? 

Na studiach brałam udział w działaniu w Laboratorium CSW w Warszawie pod skrzydłami Stacha Szabłowskiego, który realizował ideę 'grzyba sztuki'. Było to na początku kwietnia 2003 roku. Jedna dziewczyna wyhodowała cały stół pleśni. Pamiętam myśl o tym ile dobroczynnych skutków na mój organizm, może mieć jej wdychanie. Podejrzewam, że Stach nie odświeżył kursu BHP, stąd to całe nieporozumienie z hodowlą pleśni w pomieszczeniu zamkniętym.

Jednak gorszy od pleśni był performance Roberta Kuśmirowskiego, który polegał na produkcji grafiki. Całość trwała to około 10 minut i była wyjątkowo męcząca, gdyż autor pocił się obficie. Naklejał taśmę na kawałki papieru pomalowanego na czarno i szybko odrywał. Rach ciach 
i grafika gotowa. Oczami wyobraźni zobaczyłam smutne miny co najmniej setki grafików warsztatowych, którzy od teraz upijać się będą bardziej niż zwykle, bo babranie się w farbie drukarskiej okazało się zupełnie niepotrzebnie. 

Po tym całym grzybie, widziałam, że za murami ASP czeka na mnie czarny wilk rozkładu. Od tamtego czasu niejasne przeczucia związane z awersją do aktualiów, wyściełały mój mózg blado niebieskim atłasem, zakupionym od weneckiego kupca.


Czarny Wilk Rozkładu 

Po studiach obserwowałam działania artystów wizualnych i ich dziwne powody. Prace społeczne, obserwacje ornitologiczne, fascynacja nauką, gender, ect. Dziś realizacje artystyczne to już właściwie post produkcja – teksty, opisy, omówienia, ect. Nie zapominajmy o promocji. 

Jeśli to ma jakieś znaczenie, w angielskich środowiskach akademickich mniej więcej od ośmiu miesięcy, przebąkuje się o kryzysie krytyki artystycznej. Może to właśnie teoretycy mają obudzić się przed artystami i zauważyć, że już nie pływamy w otwartym oceanie możliwości, tylko szorujemy dupą po piasku?

Duży czy mały artysta. Uznany czy nie. To bez znaczenia bo sztuka w galerii to smutny, martwy kikut, albo skaleczone podudzie. Kochanka się jeszcze łudzi, że ten związek przetrwa, ale to był ich ostatni pocałunek.

Może niech galeria pozostanie handlową, nie wiem? Może powinniśmy zacząć sobie opowiadać o sztuce przy ognisku albo wyklaskać ją rękami? 

Ja i aktualia sztuki


Monika Waraxa, 5.09.13, Londyn


  

Komentarze

  1. Anonimowy9/05/2013

    Kiedys zastanawialam sie, jak to jest, ze ten czy inny artysta zaczyna byc zauwazany przez krytykow. Dzis wiem, ze sztuke promuje sie tak samo, jak kazdy inny towar.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy9/09/2013

    bo najciekawsze rzeczy jakzwykle dzieją się na marginesach !

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty