Lucian Freud

Kate Moss i Lucian Freud w łóżku, 2010 © David Dawson, courtesy of Hazlitt Holland-Hibbert


W Anglii się nim zachwycają. W piątek o godzinie 9.30, przed National Gallery ludzie czekali w kolejce, żeby zobaczyć Freuda. Młodzież, para turystów z Włoch– małżonka w czerwonej kurtce puchowej na wysoki połyski, w dużych ciemnych okularach, przeżuwająca z nerwów wczorajszą gumę, a obok małżonek, który ewidentnie należał do ludzi lubiących być na bieżąco, gdyż oglądał kompulsywnie wzrost kolejki. Pan w prochowcu z Panią –Anglicy z angielskiej prowincji. Być może przyjechali do Londynu, specjalnie dla Freuda, ale może również na zakupy do sexshopu, nie jestem tego pewna. Para młodych ludzi, w tym dziewczyna z gołymi nogami – szczerze współczułam jej łydkom. I wielu innych, których niestety nie pamiętam.

Zaraz po otwarciu drzwi, ludzie ruszyli do wejścia, i to był moment kiedy cała kolejka się pomieszała. Ci co byli bardziej z tyłu znaleźli się na prowadzeniu, ci bardziej niemrawi zostali w ogonie. Było to zupełnie niezgodne z tym, co ja wiem o dynamice kolejki. Obok kas wysoki mężczyzna z rzadkimi zębami kierował ruchem– prosimy na górę.

Lucian Freud zmarł w lipcu albo w sierpniu 2011. Mieszkałam wtedy na Limehouse z rozwrzeszczanymi Pakistańczykami i ich matkami. W okolicy Freuda umarła też Amy Winehouse. Nie wiem czy się znali, na pewno jej nie malował. Malował za to Kate Moss, w ciąży w 2002 lub 2003 roku. Plotka głosi, że nie mieli romansu, choć Freud nie stronił od takich rozrywek, wręcz przeciwnie. Lubił kobiety i co się z tym wiąże dzieci. Według niektórych szacunków miał ich czternaścioro, w tym nie wszystkie ślubne. Był mężem co najmniej dwóch żon. Znajomy Anglik powiedział mi, że był gejem, ponieważ miał dominującą matkę. No więc zdania co do seksualności Freuda jak widać  podzielne. Z pochodzenia był Niemcem, ale nie wiem jaki to ostatecznie mogło mieć  wpływ na jego sposób malowania?

Obok Kate Moss malował również królową Elżbietę II, która oprócz tego, że wyszła mu smutno, to jeszcze bardzo męska z twarzy. A to akurat jest zgodne moją prywatną teorią na temat królowej. Niektórych niepokoi fakt, że malował swoje córki nago, dla nich w każdym razie – tak wynika z filmu dokumentalnego, było to zupełnie normalne. Wszak wiadomo, że artysta zawodowo przekracza granice.

W 2000 roku Lucian Freud przekroczył rubikon. Wirus, który miał rozłożyć na łopatki wszystkie komputery świata, trafił w niego. Od tego czasu jego obrazy traciły stopniowo siłę 
i zdecydowanie, które według niektórych obliczeń stanowią znaczącą część procesu twórczego. W zamian za to na jego obrazach zaczęła pojawiać się dziobata, niekontrolowana faktura, która na pierwszy rzut oka rozśmiesza, w drugiej kolejności przynosi spostrzeżenie o zaniku formy. Lucian Freud w swoich ostatnich obrazach pozostał błędnym rycerzem, kurczącym się w trybie postępującym, choć niewidocznym dla ludzkiego oka. W miarę upływu czasu, zamiast łapczywości na życie, którą tak wyraźnie widać we wszystkich portretach golasów z lat osiemdziesiątych, pojawia się chęć poleżenia w łóżku i powspominania.

Jego malarstwo jest związane z człowiekiem zarówno od strony modela jak i twórcy. Jednak nie zgodzę się z teorią, że Freud malował głębię modela. Z moich obserwacji wynika, że była to jego osobista głębia, a raczej chęć dotarcia do sedna swoich obsesji. Główną siłą napędową jego działania malarskiego było libido (tu w znaczeniu szerszym niż zwykle), dzięki któremu zatoczył kółko w kierunku słynnego dziadka. Seks, życie, nienasycenie i drapieżność wypełniały płótna, malowane z akademickim zacięciem i premedytacją. Był malarzem dla którego właśnie libido (tu w znaczeniu szerszym niż zwykle), było najważniejszym powodem do malowania, kiedy w sposób naturalny malało, zmianie uległ jego sposób patrzenia na modela, a właściwie na siebie. Jednak nie przygotował sobie na starość, alternatywy, tak jak Matisse, któremu spadek libido (tu w znaczeniu szerszym niż zwykle) nie przeszkodził w kreacji.

Już przy okazji pierwszej wystawy Freuda w Tate Britain w 2002 roku, słyszałam, że Freud zwariował, to znaczy zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. Na wystawie w National Portrait Gallery, zobaczyłam to bardzo wyraźnie w niedokończonym psie. Jednak nie jest to zarzut, czy przyłapywanie na błędzie. Jest to raczej obserwacja procesu, nasączonego humanizmem i zaświadczenie o pełnym zaangażowaniu.

Może Lucian Freud nie był wielkim eksperymentatorem, można nawet powiedzieć, że był nudny (na szczęście obrazów na wystawie było w sam raz), jednak jego powody malarskie były na tyle ważne, że stworzył wartość, której nie można zignorować. Taka etyka pracy, dzisiaj występuje już bardzo rzadko, zwłaszcza, że obrazy się wyjątkowo dobrze sprzedają. A kiedy już wszystkie się sprzedadzą, na ziemi zapanuje raj.

Monika Waraxa, dwa tygodnie temu

Portraits, Lucian Freud
9/02–27/05/2012 
 National Gallery
St Martin's Place
London WC2H 0HE

Komentarze

Popularne posty