Lucian Freud
W
Anglii się nim zachwycają. W piątek o godzinie 9.30, przed
National Gallery ludzie czekali w kolejce, żeby zobaczyć Freuda.
Młodzież, para turystów z Włoch– małżonka w czerwonej kurtce
puchowej na wysoki połyski, w dużych ciemnych okularach,
przeżuwająca z nerwów wczorajszą gumę, a obok małżonek, który
ewidentnie należał do ludzi lubiących być na bieżąco, gdyż
oglądał kompulsywnie wzrost kolejki. Pan w prochowcu z Panią
–Anglicy z angielskiej prowincji. Być może przyjechali do
Londynu, specjalnie dla Freuda, ale może
również na zakupy do sexshopu, nie jestem tego pewna. Para młodych ludzi, w tym
dziewczyna z gołymi nogami – szczerze współczułam jej łydkom.
I wielu innych, których niestety nie pamiętam.
Zaraz
po otwarciu drzwi, ludzie ruszyli do wejścia, i to był moment kiedy
cała kolejka się pomieszała. Ci co byli bardziej z tyłu znaleźli
się na prowadzeniu, ci bardziej niemrawi zostali w ogonie. Było to
zupełnie niezgodne z tym, co ja wiem o dynamice kolejki. Obok
kas wysoki mężczyzna z rzadkimi zębami kierował ruchem– prosimy
na górę.
Lucian
Freud zmarł w lipcu albo w sierpniu 2011. Mieszkałam wtedy na
Limehouse z rozwrzeszczanymi Pakistańczykami i ich matkami. W
okolicy Freuda umarła też Amy Winehouse. Nie wiem czy się znali,
na pewno jej nie malował. Malował
za to Kate Moss, w ciąży w 2002 lub 2003 roku. Plotka głosi, że
nie mieli romansu, choć Freud nie stronił od takich rozrywek, wręcz
przeciwnie. Lubił kobiety i co się z tym wiąże dzieci. Według
niektórych szacunków miał ich czternaścioro, w tym nie wszystkie
ślubne. Był mężem co najmniej dwóch żon. Znajomy Anglik
powiedział mi, że był gejem, ponieważ miał dominującą matkę.
No więc zdania co do seksualności Freuda są jak widać podzielne. Z pochodzenia był Niemcem, ale nie wiem jaki to ostatecznie mogło mieć
wpływ na jego sposób malowania?
Obok
Kate Moss malował również królową Elżbietę II, która oprócz
tego, że wyszła mu smutno, to jeszcze bardzo męska z twarzy. A to
akurat jest zgodne moją prywatną teorią na temat królowej. Niektórych
niepokoi fakt, że malował swoje córki nago, dla nich w
każdym razie – tak wynika z filmu dokumentalnego, było to zupełnie
normalne. Wszak wiadomo, że artysta zawodowo przekracza granice.
W
2000 roku Lucian Freud przekroczył rubikon. Wirus, który miał
rozłożyć na łopatki wszystkie komputery świata, trafił w niego. Od
tego czasu jego obrazy traciły stopniowo siłę
i zdecydowanie,
które według niektórych obliczeń stanowią znaczącą część
procesu twórczego. W zamian za to na jego obrazach zaczęła pojawiać
się dziobata, niekontrolowana faktura, która na pierwszy rzut oka
rozśmiesza, w drugiej kolejności przynosi spostrzeżenie o zaniku
formy. Lucian Freud w swoich ostatnich obrazach pozostał błędnym
rycerzem, kurczącym się w trybie postępującym, choć niewidocznym
dla ludzkiego oka. W miarę upływu czasu, zamiast łapczywości na
życie, którą tak wyraźnie widać we wszystkich portretach golasów
z lat osiemdziesiątych, pojawia się chęć poleżenia w łóżku i
powspominania.
Jego
malarstwo jest związane z człowiekiem zarówno od strony modela jak
i twórcy. Jednak nie zgodzę się z teorią, że Freud malował
głębię modela. Z moich obserwacji wynika, że była to jego
osobista głębia, a raczej chęć dotarcia do sedna swoich obsesji.
Główną siłą napędową jego działania malarskiego było libido
(tu w znaczeniu szerszym niż zwykle), dzięki któremu zatoczył
kółko w kierunku słynnego dziadka. Seks, życie, nienasycenie i
drapieżność wypełniały płótna, malowane z akademickim zacięciem
i premedytacją. Był malarzem dla którego właśnie libido (tu w
znaczeniu szerszym niż zwykle), było najważniejszym powodem do
malowania, kiedy w sposób naturalny malało, zmianie uległ jego
sposób patrzenia na modela, a właściwie na siebie. Jednak nie
przygotował sobie na starość, alternatywy, tak jak Matisse,
któremu spadek libido (tu w znaczeniu szerszym niż zwykle) nie
przeszkodził w kreacji.
Już
przy okazji pierwszej wystawy Freuda w Tate Britain w 2002 roku, słyszałam, że Freud zwariował, to znaczy
zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. Na wystawie w
National Portrait Gallery, zobaczyłam to bardzo wyraźnie w
niedokończonym psie. Jednak nie jest to zarzut, czy przyłapywanie
na błędzie. Jest to raczej obserwacja procesu, nasączonego
humanizmem i zaświadczenie o pełnym zaangażowaniu.
Może
Lucian Freud nie był wielkim eksperymentatorem, można nawet
powiedzieć, że był nudny (na szczęście obrazów na wystawie było
w sam raz), jednak jego powody malarskie były na tyle ważne, że
stworzył wartość, której nie można zignorować. Taka etyka
pracy, dzisiaj występuje już bardzo rzadko, zwłaszcza, że obrazy
się wyjątkowo dobrze sprzedają. A kiedy już wszystkie się
sprzedadzą, na ziemi zapanuje raj.
Monika Waraxa, dwa tygodnie temu
Portraits, Lucian Freud
9/02–27/05/2012
National Gallery
St Martin's Place
London WC2H 0HE
London WC2H 0HE
Komentarze
Prześlij komentarz