Andy Warhol pełniejszy
Muzeum
Sztuki Nowoczesnej im. Andy Warhola prezentuje
spuściznę po Andym Warholu: pamiątki, obrazy, listy, okulary, marynarki,
akt zgonu, zdjęcie z papieżem. Obok tego można tu również
oglądać prace brata bliźniaka – Steva Kaufmana,
jak
również prace młodszych artystów którzy z wyboru są jak Andy
Warhol, albo tak im się wydaje.
Andy
Warhol jest tu niekoniecznie ładniejszy, ale na pewno pokazany
bardziej kompleksowo. Myślę jednak, że to nie było głównym
założeniem przy tworzeniu tego muzeum.
1
czerwca z okazji Dnia Dziecka, przed wejściem odbywało się
malowanie dużego kawałka płótna z odpowiedziami dzieci na temat
tego, jak widzą dorosłych. Przez większość czasu sprzęt
nagłaśniający, płótno i farby stały sobie bezpańsko, gdyż
było zimno i padał deszcz.
Jedynymi
odwiedzającymi oprócz nas byli niemieckojęzyczni turyści ze
Szwajcarii (drugi samochód na parkingu obok naszego), którzy minęli
nas obojętnie na schodach. Gdyby byli Słowakami i zrozumieli choć
20 procent z naszej zaczepki pewnie by się uśmiechnęli.
Nie
dociera tu zbyt wielu ludzi, więc kulturalni kaowcy, którzy
organizowali Dzień Dziecka, pili dowolne ilości gorącej herbaty w
kanciapie, zamiast obawiać się o sprzęt. Z jednej strony dobrze –
bo jest to jedno z miejsc do odkrycia, gabinet osobliwości, który
mógłby rozweselić lub zasmucić wytrawnych kuratorów, w
zależności od nastawienia. A z drugiej dziwnie jak się patrzy na
smutną rzeźbę przestawiającą Andiego Warhola w skali 1:1,
stojącą przed muzeum.
Jego obecność czuje się tu bardziej niż by się chciało. Można sobie nawet wyobrazić, że jego dusza krąży po salach. Więc w związku z tym nie spotka się jej w galeriach w Nowym Jorku, Dusseldorfie czy Bazylei.
Jego obecność czuje się tu bardziej niż by się chciało. Można sobie nawet wyobrazić, że jego dusza krąży po salach. Więc w związku z tym nie spotka się jej w galeriach w Nowym Jorku, Dusseldorfie czy Bazylei.
Ekspozycja
od ostatniego razu zmieniła się o marynarkę wyeksponowaną bez
zbędnych zabezpieczeń np.: gabloty. Gdybym ją sobie wzięła,
chodziłabym w niej na co dzień bo do kościoła nie chodzę. A
jeszcze najlepiej zrobiłabym z niej główny eksponat w mojej sztuce
lub robiłabym rysunki z marynarką Warhola lub animowałabym
marynarkę Warhola lub dawałabym do założenia bohaterowi swojego
performansu. Aż strach pomyśleć ile możliwości by się przede
mną otworzyło.
Chwilę
zastanawiałam się głośno nad tym, czy muzeum ma kamery, a jeśli
nawet tak, to czy osoby siedzące w recepcji by mnie goniły? Może
nawet wezwałby od razu policję? Jednak bileter i sprzątaczka mieli
takie miny, jakby nie koniecznie musieli się przejąć tym, że ktoś
sobie zabrał jedną marynarkę. Na myśl o tej niezabranej marynarce
do dziś z ekscytacji drętwieje mi gardło. Na razie trwam w
niespełnieniu. Mam za to fotografię z autografem Warhola, poćwiczę
sobie jego podpis. Może to mi jakoś pomoże.
Podpis Andiego Warhola |
Ekspozycja
prac i pamiątek prezentowanych w muzeum mogłaby nosić roboczy
tytuł: Pod dostatkiem. Światło się raczej się bździ niż
coś oświetla. Wzorzysta podłoga konkuruje z pokazywanymi pracami,
ale tak chyba miało być. Podobnie rzecz ma się z wzorzystymi
ścianami. Tylko sala prezentująca pamiątki z okresu dziecięctwa
miała ściany pomalowane na czarno. Może ze względu na
prezentowany tam akt zgonu Warhola?
Nagrobek Andiego Warhola |
Za
najbardziej inspirujące zdjęcie uważam to z nagrobkiem, który
porośnięty jest czerwonymi tulipanami w pełnym rozkwicie. Grób
flankują dwaj mężczyźni: jeden z brodą, ten w kapeluszu to
brat.
Drugie
zdjęcie, które mogłoby się stać na przykład inspiracją dla
scenariusza awangardowej sztuki teatralnej albo nawet musicalu to
zdjęcie Andiego z Papieżem Janem Pawłem II. Jest to jedyne
zdjęcie, na którym Andy pokazuje spód swojej łapki, czego nigdy
nie robił z obawy przed złą wróżbą. Obecność Papieża
zadziałała jednak osłaniająco. Zdjęcie mimo swojego potencjału
wisi na korytarzowym półpiętrze.
Sukienka
do chrztu, rysunki matki, którą przechowywał w swoim nowojorskim
mieszkaniu, po tym jak przeniosła się do niego z Pittsburga (nie
znała angielskiego, nie wychodziła z domu, obstawiała dom świętymi
obrazkami, razem chodzili do kościoła).
Andy Warhol z papieżem Janem Pawłem II |
Warhol
w słowackim wydaniu działa bardzo sugestywnie. Na pewno jest to
wartość dodana. Kiedy czyta się obszerną biografię Warhola
autorstwa Victora Bockirsa, który z detalami opisuje losy kolejnych
asystentów, muz na topie, dziesięcioletnie zmaganie, żeby z
agencji reklamowej przeskoczyć do galerii i samotność dobrze
objawiającą się w chęci podglądania ludzi a nie życia z nimi.
Ma się wrażenie wielości i dużej gęstości. Jednak mimo
zgromadzonych faktów, biografia nie wyczerpuje tematu, ponieważ w
wypadku Warhola, miejsce pochodzenia dopełnia artystę wyraźniej
niż zwykle. Widzi się to dopiero stojąc tam.
Muzeum
w Miedzilaborcach z Karpatami za oknami, smutnymi grupami Cyganów,
tworzy sztafaż rzeczy subiektywnych, które pozwalają inaczej
spojrzeć na niego. Muzeum go trochę ośmiesza bo prowincja jest
śmieszna dla Nowojorczyka czy Londyńczyka albo Polaka z Londynu.
Artyści tworzą, albo życzą sobie określonych interpretacji,
które po śmierci obracają się przeciwko nim a już na pewno nie
działają tak jak powinny.
Nonszalancja
i cynizm, które promował Warhol, opowiadając o swoich pracach,
osłabły w salach muzeum. I może jest to jedyne miejsce na świecie,
gdzie prace Warhola mimo bżdżącego światła i pstrokatych podłóg
wyglądają na wartościowe? Tu pojawia się w nich pewna
prawdziwość, która nigdy nie rozwinie się w berlińskiej lub
nowojorskiej galerii. Tam grafiki Warhola można nabyć drogą kupna
jeśli ma się wystarczająco dużo szmalu.
Prowincjonalność
słowacka dodała heroizmu sylwetce Warhola a jego dążenia
uzasadniła w wyczerpujący sposób. Już nawet grafiki z kopią
Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci czy Pierro della Francesca
brzmią tu monumentalnie. Trudno się oprzeć tym pracom. Tym
bardziej, że Ostatnia Wieczerza w
jego interpretacji była bliżej ściany niż dzisiaj.
Warhol
zawsze mnie wkurzał. Uważałam, że swoją przewrotnością więcej
napsuł niż naprawił, a na dodatek kolejne pokolenia artystów go
naśladują w nadziei na postrzał w żołądek lub brak empatii dla
zwierząt. Zresztą miałam takiego jednego kolegę na studiach –
który o tym marzył, inaczej niż Miss World, która marzyła o
pokoju dla świata.
Słowacy są dumni, że matka Warhola urodziła się w Miedzilaborcach, artyści chcą być tacy jak on, bileter ma gdzieś kradzież marynarki, Szwajcar się nie uśmiechnie, a ja do dnia dzisiejszego nie mogę się opędzić się od refleksji na tematy związane ze słowackością Warhola.
Monika Waraxa, dn. 21/06/2012
Muzeum
Sztuki Nowoczesnej im. A. Warhola
A.
Warhola 749/26
Medzilaborce, Słowacja
Komentarze
Prześlij komentarz