Kot Davida Hockneya
David
Hockney wielkim malarzem dla mnie był. Do tego stopnia, że w 2004 chciałam się zaczaić pod jego domem, spotkać i
pogratulować całokształtu twórczości.
W zamian namalowałam
portret Davida Hockneya z jego jamnikami, choć nie lubię jamników.
Zachwycałam
się tym, co mówił o rysunku, kiedy był jednym z kuratorów Summer
Exhibition (Appleyard,
Bryan, The Sunday Times, London, 30/05/2004). W
Polsce były to czasy zaśpiewu Stacha Szabłowskiego, że malarstwo
ist tot.
Zawsze
lubiłam jego splashe i zimne angielskie wnętrza czasem nowobogackie
a częściej po starych pieniądzach. Jednak po zachwycie Davidem
Hockneyem, została mi tylko palma w rysunkach.
20
lipca 2011 roku zmarł Lucian Freud. Przy okazji jego wystawy (Lucian
Freud Portraits,
3/02-27/05/2012, National Portrait Gallery, przypomniano big deal z
wzajemnym malowaniem się przez Luciana Freuda i Davida Hockney. Jest
to filmik, w którym David Hockney opowiada o tym, jak to Freud nie
miał czasu pozować, lubił plotkować i nie pozwalał palić w
pracowni, a jemu (Hockneyowi) zabierał najlepsze, przedpołudniowe
godziny z dnia. Więc trochę się poskarżył i zaraz potem wskoczył
na swój zwyczajowy tor zachwytu nad sobą i o swoją sztuką, choć
mówił o Freudzie, używając przy tym wysokiego C.
Ten
krótki dokumencik właściwie tylko potwierdził moje wcześniejsze
obserwacje z Hockney o
fotografii i innych sprawach, film dokumentalny,
Wielka Brytania, 2009, 52 min., który obejrzałam jeszcze na
Chomiczówce, w telewizorze, który już niestety nie działa.
Tam
nagle Hockneya zrobiło się za dużo. Ponad palmami, krajobrazami w
kolorach dopełniających i kochankami pod prysznicem, zaczęła
coraz wyraźniej unosić się megalomania, potwierdzana każdym
gestem dłoni, unoszących się tylko nad głową. Zastaraszające
było również tłumaczenie sztuki własnej. Dziś na samą myśl,
nyje mnie w lewej skroni.
A
w 2010 roku pojechaliśmy do Bazylei na targi sztuki i marynarz
przerabiany w Photoshopie, zupełnie dobił mój niegdysiejszy
zachwyt nad Davidem Hockneyem. Zawsze powtarzałam, że lepiej jeśli
twój idol już nie żyje, bo możesz posądzić go o tyle pięknych
myśli i czynów ile tylko dusza zapragnie. A tak widzisz swojego
idola na plakacie reklamującym wystawę w Royal Academy of Art,
2011, dupą do widza i przodem do obrazu. Należy jednak pamiętać,
że w Wielkiej Brytanii nie wypada żartować z Hockneya, tak jak w
Polsce nie wypada żartować z Wajdy.
David Hockney tyłem do widza, przodem do obrazu, 2012 |
Splot zdarzeń, przyniósł
znacznie lepszy komentarz do postawy Davida Hockneya, niż ja
napisałabym, wdrapując się na wyżyny intelektualne, oblizywane
ostrym językiem anegdot i spostrzeżeń.
21 kwietnia 2011 w
domu aukcyjnym Bonhams ceramiczny kot sprzedał się za £34 720, a
zaraz po tym David Hockney zajrzał tam, gdzie nie powinien.
David Hockney i kot, Bohnams, 2011 |
Monika Waraxa 5 listopada 2012, Londyn
Artyści to często dziwacy - no trudno. Czy z tak błahych powodów powinniśmy zatem np.zaprzestać słuchania Mozarta...? Ja osobiście "wybaczam" , niech do mnie mówią przez sztukę, w prawdziwym świecie mogą nie mówić wcale. Pozdrawiam. /M.
OdpowiedzUsuń