Marina Abramović przestrzennie


Co to jest duchowość i czy można bez niej żyć? Wszystko można, ale człowiek nie kończy się na mięsie, więc koniec końców trochę się traci. Przy narodzinach i śmierci szyszynka zalewa nas DMT, 'hormonem oświecenia'. Pierwszy z momentów pozostaje raczej poza zasięgiem naszej świadomości, a drugi jeśli umiera się przytomnie, staje się areną transcendentalnego wglądu. Wtedy się wie, co jest w życiu najważniejsze i oby ta chwila mogła trwać wiecznie, niestety. Może więc celem poszukiwań duchowych jest odkrywanie momentów, kiedy widzi się świat pełniej i czuje się żywiej swoją obecność w tu i teraz?
Twórcy często zapuszczali się w rewiry duchowości, a w epoce Romantyzmu, która zbiegła się czasowo z Rewolucją Francuską nader chętnie. Wydawać by się mogło, że nowy porządek społeczny wypchnie świadomość na szersze wody poznania. Koniec końców duchowość została jakby odcięta od człowieka na najbliższe dziesięciolecia wraz z monarszą głową. Postmodernizm jeśli to w ogóle możliwe, pogłębił tylko to rozdzielnie. Dziś mniej lub bardziej analitycznie sięga się po temat duchowości. Co to właściwie jest? Jakaś bliżej nieokreślona przestrzeń, w której człowiek już dawno się nie realizuje albo słabo, ale wielu czuje, że istnieje. Telepatia, jasnowidzenie, bioenergoterapia, trzecie oko, intuicja, szyszynka, pole serca. Kiedyś uznawane za takie sobie pitu pitu, dziś rozpoznane przez biochemików, biologów i fizyków kwantowych jako całkiem prawdopodobna, lecz niewidzialna aktywność człowieka.

Kiedy na arenę nowego oglądu rzeczywistości wkroczyły nauki ścisłe, również racjonaliści, choć nadal sceptyczni, zaczęli przyglądać się z ciekawością rzeczywistości jako fali, krystalicznej siatce zależności, polu morficznemu. Temat, który kiedyś tylko czysto badawczo interesował głównie religioznawców i antropologów, dziś zajmuje twórców, którzy rzucają coraz ostrzejsze światło na rozwój samoświadomości.
Wyczuwana przez niektórych nutka kryzysu, ma zdecydowanie posmak przejedzenia niezbyt strawnymi koncepcjami, w których najważniejszy stał się chwytliwy temat, często drobiazgowo analizowany. To on w założeniu ma sprzedać projekt artystyczny, książkę lub dokument, rzadziej utwór muzyczny. Jeśli nawet artyści zapuszczają się w nieobliczalną strefę rytuału, to raczej z poziomu badacza, odkrywcy, niż tego, który doświadcza.
Najnowszy film dokumentalny Space in Between, Marina Abramović in Brazil, (2016), odsłania szerszej publiczności tematy, które fascynowały artystkę już od początku jej działalności. Abramović zapuszcza się z właściwym sobie rozmachem w dżunglę duchowości i nie wiadomo, co z tego wyniknie.
Spotkałam ją w czasie działania 512 hours w Serpentine Gallery, w Londynie w 2014 roku. Nie, nie rąbnęłyśmy sobie selfie, nie było też pogawędki przy kawie. Przyniosła mi słuchawki, a potem była obserwacja człowieka przez człowieka. I na pierwszy plan wysunęła się jej charyzma i siła, kobiety twardej jak granitowy posąg oraz to, że lubi młodych, ładnych chłopaków.
W dzisiejszej odsłonie najbardziej interesujące będzie jednak przyjrzenie się proporcji ego i duchowości.
Abramović prezentuje plastikowy worek z czosnkiem i cebulą w środku. To najlepsi towarzysze egzotycznych podróży, mówi w nieistotnej z pozoru scence. Po czym zjada ząbek czosnku i bierze gryza nie obranej cebuli, a nie była to odmiana cukrowa.
Dokument rozpoczyna się malowniczą i symboliczną sceną wejścia do jaskini. Dzikość brazylijskiej natury i jej skala ukazuje artystkę niby mróweczkę lub pyłek na tle ogromnej całości. Zejście do jaskini jest jak podróż do podświadomości. To tam kryją się mroki naszego cienia i potencjał poznania, który przeniesie nas, jak to mówią znawcy tematu w strefę wyższych częstotliwości. A tam wszystko jest możliwe, również spotkanie z absolutem. Zapowiada się ciekawie: ego artystki całkiem nieźle rozrośnięte, kontra trudne doświadczenia, w tym wystawianie ciała i psychiki na nowe, najczęściej ekstremalne wyzwania, gdzie zagryzanie surowej cebuli i czosnku, jest czystą przyjemnością.

Tam gdzie dotąd przeważał intelekt, koncepcja, badanie (research), proste przeżycie jako doświadczenie, było mniej popularnym sposobem na eksplorowanie rzeczywistości, a gromadzenie faktów przeważyło nad ich rozpoznaniem, czyli przeżyciem.

źródło:uk.pinterest.com
Abramović odbyła swoją pierwszą podróż do Brazylii w 1989 roku. Wtedy wybrała się do kopalni kryształów i postanowiła 'poprosić je' o pomysły. Górnicy się dziwili, kiedy chciała sobie poleżeć w kopalni, no ale. Efektem medytacji był pomysł na buty ametystowe, służące do podróży mentalnych. I kto tam wie, gdzie jeszcze?

Buty kryształowe, źródło: http://nymag.com/
Do Jana od Boga przyjeżdżają ludzie z całego świata, jak mówią świadkowie, miejsce ma specjalną atmosferę, bo zbudowane jest na złożu kryształów. Czasem na nowo przybyłych działa przeciwbólowo, a czasem uspokajająco. Ważną częścią 'terapii' jest medytacja. Pacjenci siedzą w specjalnie do tego przeznaczonym pomieszczeniu, czekając na spotkanie z uzdrowicielem. Trzeba się uspokoić i wyciszyć. To nie Jan od Boga leczy, to duchy uzdrowicieli działają przez niego. Czasem zmienia mu się głos, kolor oczu, a w czasie uzdrowień jest jak transie. Operacje przeprowadza głównie dla tych, co powątpiewają w skuteczność jego metod, chciałoby się powiedzieć, na dowód. Kiedy smyra po oku jednego z pacjentów małym kuchennym nożykiem do obierania ziemniaków, trudno nie uwierzyć. Dziękuję za uwagę, operacja się udała.
Musisz tu zostać co najmniej trzy dni, inaczej nic z tego nie będzie, uzdrowiciel zwraca się z łagodnym uśmiechem do artystki. Co robić?
Patrząc na działanie Jana od Boga ma się wrażenie, że granica między światem duchów, energii i tym, co widzimy, jest naprawdę cienka. Prowadzi to również do konkluzji, że wszystko jest ze sobą połączone. Poczucie osamotnienia to specjalność ego, które skutecznie oddziela nas od stada, przekonując, że jak się nie pospieszymy i nie zagarniemy szybko jak najwięcej dla siebie, to zostaniemy z niczym. Abramović chyba zaskoczona charyzmą uzdrowiciela, zostaje tyle ile trzeba, choć miała inny plan.

Przygaszone u Jana od Boga ego, szybko jednak rozkwitło w czasie późniejszych sesji zdjęciowych, które towarzyszyły powstawaniu dokumentu. Teatralne kadry imponującej natury i Abramović, która z pyłku zamienia się w posąg i to nie byle jaki. W białej szacie, w pozie Chrystusa odkupiciela z Rio de Janeiro, jednoczy się z naturą, stojąc na środku wodospadu, płynącego po malowniczych skałach. Fotograf przekrzykując zwały spadającej wody, wprowadza niespodziewanie wątki humorystyczne. Scenka przywołuje na myśl Kantora dyrygującego falami (Panoramiczny happening morski, 1967).

Tym czasem ekipa przemieszcza się w głąb dżungli i składa wizytę u Dony Flor akuszerki, zielarki, która jest chodzącą apologią intuicji. Opowiada o codziennej higienie utrzymywania się w dobrym nastroju, inaczej nie mogłaby wykonywać swojej pracy. Nie słyszałaby ducha, który podpowiada jej jak leczyć. Urodziła kilkanaścioro dzieci, wykarmiła prawie setkę. Pierwszy raz leczyła ziołami swoją ciotkę, kiedy miała dziewięć lat, nic nie wiedząc o ziołolecznictwie. Podążała tylko za wewnętrznym głosem. Dla niej całkowite poddanie się temu instynktowi, jest bardziej niż oczywiste. Dodatkowo nie musi wiedzieć jak to działa. Obejdzie się bez analizy.
W Chapada Diamantina Abramović spotyka się z szamanem Zezito Duarte, który najpierw oczyszcza artystkę białym piórem, a potem podaje jej modną dziś w niektórych kręgach ayahuascę, końską dawkę oczywiście. Potem drugą. Abramović rozpada się na atomy i co gorsza nie może z tym nic zrobić. Oczyszczanie na wszystkich możliwych poziomach: górą dołem i bokiem. To nie pierwszy raz, kiedy Abramović próbuje psychoaktywnych substancji. Kiedyś pod ich wpływem zrobiła performance, (Rhythm 2, 1974). A z Ulayem (Uwe Laysiepen), swoim wieloletnim partnerem poddawali się hipnozie we wczesnych latach swojej twórczości. Tamte eksperymenty zasiliły ich działania na wiele lat.

źródło: creators.vice.com
Ostatnim przystankiem w spektakularnym pojedynku z jej własnym cieniem, jest Curitiba, w Paranie. Abramović odwiedza duchowe zgrupowanie w środku dżungli. Kobiety i mężczyźni, trochę jak w sekcie. Przygotowują zioła do sesji leczniczych. Abramović poddaje się całej serii nacierania i dreptania w ziemi, oczyszczania jajkami. W tych dwóch jajkach jest teraz cały twój ból. Zgniatasz jajko i trach, pozbywasz się bólu, mówi uzdrowicielka. Z tym w prawej ręce poszło łatwo, to drugie jest twarde jak kamień. Abramović z całej siły próbuje je zmiażdżyć oburącz, krzyczy ze złości. Zapiera się i naciska. A, to już twoja sprawa jak sobie z tym poradzisz. 

źródło: youtube.com
Doświadczenia ekstremalne dla sprawdzenia siebie i może próba złamania ego, które musi pęknąć jako to jajko? Trudno powiedzieć czym poskutkuje ta wyprawa? Nie wiadomo również, czy jej ego zostało poskromione na dobre? Abramović jest artystką uznaną, a nie Grażyną ezoteryki, przemawiającą do poszukujących z niszowego kanału internetowego, ma więc możliwość prezentacji światów i przekonań, które mogą lecz nie muszą zahaczać o duchowość, a co ważniejsze dotrą do szerszej publiczności i otworzą przestrzeń na nowe pytania.

Monika Waraxa, 4.5.17




Komentarze

Popularne posty