To tak nieraz niepokój się opłaca, czyli zdjęcia rozpatrzone


Konrada Pustołę poznałam, kiedy pokazywał swoje Darkroomy w Wizytującej Galerii. Leszek Czajka przedstawił go jako artystę zaangażowanego w działalność Krytyki Politycznej, który studiował w Londynie. Potem braliśmy udział we wspólnej wystawie w Wizytującej oraz plenerze w Toskanii, gdzie oprócz rozmów o sztuce, szarad oraz intelektualnych potyczek, zastanawialiśmy się nad tym, kto jakim byłby owocem. Otóż on mógłby być szarą renetą, kwaśną, ale jednak wytrawną smakowo, no i stara odmiana, zasługująca w pełni na miano szlachetnej. Zwiedzaliśmy też Sienę, ale nasączaliśmy się jej historią i renesansem osobno. A kiedy w drodze nad morze wpadliśmy w przydrożny rów, Konrad przyjechał i nas wyciągnął, z tymże nie ręcznie, tylko samochodem, co było bardzo miłe z jego strony.

W ubiegłą sobotę wybrałam się na rozmowę o wydanym niedawno albumie jego zdjęć, która odbyła się w Laboratorium Centrum Sztuki Współczesnej. Na pierwszy rzut oka widać, że album jest bardzo ładnie wydany. Okładka rozdzielona na połowę zielonym płótnem i fragmentem zdjęcia górki żwiru. Środek pachnie farbą drukarską i pustką oraz gromadzi zbiór najważniejszych cykli fotograficznych Konrada Pustoły. Jak słusznie zauważyli prelegenci omawiający album, na zdjęciach nie ma ani jednego człowieka. Mierzenie się z pustką jest właściwe dla większości ludzi, z tymże Konrad Pustoła to fotografował.

Album ze zdjęciami Konrada Pustoły, 2016

Góra (Transformacja, 2014)? A nie to jednak rozjechana hałda. Jeszcze bardziej mylące są ślady pojazdu. Wyglądają jak tory z kopalni. Wąskie i jednokierunkowe. I zrobiło się przemysłowo. Na pocieszenie wszystko przyprószone śniegiem. Niby zaraz się roztopi, ale na razie się bieli. Kałuża na pierwszym planie wskazuje na to, że temperatura sięga trochę powyżej zera. Czy Konradowi marzły dłonie w trakcie robienia tego zdjęcia, czy może był w rękawiczkach?

Natomiast zdjęcie białego konia (Sanna, 1999), pasącego się w prawo, przypomniało mi zeszłoroczną wycieczkę na Kyoto. Z Kuramą, jedną z tamtejszych gór, związana jest legenda, zgodnie z którą mnichowi Ganchō ukazał się biały koń, który poprowadził go do miejsca mocy, w którym oczywiście powstała nowa świątynia. W kadrze zdjęcia, w oddali częściowo jaśnieje roślinność. Obok konia rosną dwa drzewa, małomówni narratorzy. Były tu długo przed nim i prawdopodobnie również go przeżyją.

Hałda żwiru, z cyklu Transformacja, z okładki albumu, swoim wyglądem przypomina ruchomą górę z Marsa, usypaną przez obcych. Mogłaby być jednym z kadrów, zgromadzonych w tajnym archiwum NASA. Sfotografowana, ale nie udostępniona do wiadomości publicznej, żeby ludzie sobie za dużo nie wyobrażali, bo Ziemia jako centrum wszechświata jest o wiele bardziej medialną ideą, niż to, że gdzieś tam w przestworzach naszej galaktyki, ktoś, jeszcze coś, chociaż w pewnych kręgach zainteresowanie ufoludkami rośnie.

Niedokończone domy (2005)
Nie wiadomo co się tam dokładnie stało, ale prawdopodobnie coś poszło nie tak, bo zostawić coś w pół drogi, świadczy o złym planowaniu, braku wyobraźni, niedotrzymywaniu terminów i niewydolności finansowej. Ale właściwie dlaczego 'niedokończone' jest synonim porażki, a nie symbolem odwagi w stawaniu do wyzwań, które przynosi życie? A może pustostan bez okien i drzwi w polu, świadczy o tym, że inwestorzy po prostu zmienili zdanie i oczywiście jest im przykro, że nieukończona budowa psuje krajobraz oraz nastraja innych pesymistycznie? Trudno jednak powiedzieć, czy podejmą się rozbiórki niedokończonego domu, bo już sporo zainwestowali w kolejny. Niewiele mogą więc zrobić dla tych, którzy muszą na to patrzeć. Może chociaż postawić plakat informujący z hasłem: 'Po prostu zmiana planów'.

Zdjęcia Konrada Pustoły odsłaniają czułość i delikatność, z którą patrzył na fotografowane przez siebie teamty. Uważność bez uprzedzeń. A w efekcie ciekawe kadry, bez przeciążeń intelektualnych, a interesujący temat jest zawsze zahaczony o przeżycie, które w połączeniu z umysłowym puzzlem, tworzy całość, będącą z jednej strony śladem subiektywnego odczucia, a z drugiej zadrażniającym komentarzem. Rozpatrzona w ten sposób rzeczywistość, staje się bogatym katalogiem kadrów, a dla oglądającego jest przede wszystkim okazją do wczucia się w oglądane zdjęcie.

Jung w jednym ze swoich wykładów dotyczących estetyki i rozpoznania czym jest piękno oraz jakie są jego kryteria, podkreślał siłę greckiego kanonu w kształtowaniu sztuki zachodnioeuropejskiej, powołując się na leżącą u jego podstaw analogię sztuki i natury oraz pojęcie 'wczucia się', ukorzenionego w organicznych strukturach świata przyrody. Bo patrząc na naturę mamy okazję ją przeżyć, czyli 'wczuć się', co jest w zgodzie z cytowanym przez Junga Lippsem, że: Formy (stworzone przez człowieka) są piękne o tyle tylko, o ile się w nie wczuwamy. I dalej: To, co wyczuwam (w tych formach), to – najogólniej – życie (natura). Natomiast fotografie Konrada Pustoły, aż nadto dobrze spełniają to kryterium.

Zdjęcia krzaków z cyklu Uzdrowisko (2013), gdzie zza chudych pni drzew wygląda domeczek, wskazują na pytanie o trwałość człowieka i jego dokonań, co wybrzmiewa jeszcze wyraźniej, przez jego nieobecność. Natura staje się tym witalniejsza, im bardziej człowiek ją lekceważy. I tylko patrzeć jak nas pochłonie. Nie z zemsty, tylko zgodnie z zasadą utrzymania równowagi, którą, ostatnio częściej niż zwykle zaburzamy. Może więc brak osób w tych kadrach jest rodzajem przepowiedni, uwieczniającym erę 'po człowieku'. Coś tam jeszcze po nim zostało, ale krzaki to szybko pochłoną. A cykl Zniknij nad Wisłą właściwie to tylko potwierdza. Fascynację Konrada Pustoły naturą i jej siłą dobrze ilustruje cytat z Chamowa Mirona Białoszewskiego, wybrany przez niego na etykietę cyklu:
(…) Widzi się zielsko. Szkoda rwać, ale się rwie w ten raz wyjątkowo. (...)

(…) Kiedy się nie wie, co to, idzie się przez gaj nad Wisłą, nie wiadomo, gdzie on się kończy. (...)

Z cyklu Zniknij nad Wisłą, 2009
Epilog
Zeszłej jesieni w czasie zwiedzania Czerwonych Plaż w Panjinie, chiński kierowca zawiózł nas tam, gdzie mogliśmy spokojnie podziwiać zupełnie wyludniony kawałek morza i plaży. Tym przyjemniejszy, że poprzedzony doświadczeniem przeciskania się przez tłum chińskich turystów i brodzeniem w silnym wietrze. Tu oprócz nas był tylko zagubiony sprzedawca kaczych jaj.
Czerwona sodówka rosła nieruchomo w płyciźnie nabrzeża, a wysokie trawy i trzciny, uginały się miękko pod głaskiem wiatru. Nad tą chińską pustką, która sama w sobie jest oksymoronem, górował niedokończony budynek, chyba hotelu, z fruwającymi u okien foliami. Rusztowania zostały już dawno zabrane, ale nic nie zapowiadało tego, że budowa ma się ku końcowi. Pomyślałam o zdjęciach Konrada i o tym, że pustka łączy w sobie brak, ale też witalność życia.
Z cyklu Transformacja, 2014

Z cyklu Sanna, 1999

Więcej zdjęć Konrada Pustoły
Kupować album można

W tytule fr. Chamowa Mirona Białoszewskiego.

Monika Waraxa, 4/10/2017

Komentarze

Popularne posty