Poduszki, na których nie da się wyspać
A tym bardziej na nich siadać, czyli Robert Jaworski na Hożej 51. Sztuka, architektura, kolor i obiekt w jednym.
Pewien znajomy Belg słusznie zauważył, że czerwona praca Roberta Jaworskiego – moja ulubiona – po pierwsze wisi tak, że to niepokoi, bo w każdej chwili może spaść, po drugie przypomina rzeźbę Claesa Oldenburga, z tymże stopioną kwasem. Nie wiem, czy jest to komplement, ale na pewno taka żywa reakcja na dzieło sztuki to już coś.
Ciekawe jest to, że Claes Oldenburg „wklejał” swoje rzeźby w architekturę. A połączenie sztuki z budynkami, łączy się z Robertem Jaworskim, który jest architektem i w jakimś stopniu nawiązuje do popartu, ale to już jest opowieść na inną okazję.
Kolory są tu dobre
Pościelowe róże, groszkowe oranże i błękity t-shirtu małego chłopca zawodzą (auuu) nasyceniem, a ich forma prowadzi jak na postronku do pytania: co właściwie decyduje o tym, że akurat ta „wygniotka” Roberta Jaworskiego może być, a inna nie. I co decyduje, że zamienia się w obiekt sztuki.
Pierwsze co przychodzi na myśl w obliczu prac Roberta Jaworskiego, to zmaganie z materią i formowanie, czyli wysiłek jaki artysta wkłada, żeby okiełznać i podporządkować sobie pewien wycinek rzeczywistości.
Wynik tego siłowania się jest różny. W procesie czasem porażkę widać od razu, a niekiedy przychodzi ona po długim zmaganiu i bywa, że jest tylko pozorna, a to co miało wylądować w śmieciach, jest całkiem dobre i można do tego przymocować zawieszkę, drucik i powiesić, żeby inni mogli na to popatrzeć w galerii. Ta względność powoduje, że robienie sztuki jest bardzo ryzykowne, a prawdopodobieństwo kontuzji jest równie wysokie, co w paralotniarstwie. Natomiast w ramach wystawy prezentowane są te udane eksperymenty.
Częściej to materia nas poucza
Jedna z moich koleżanek, na swój dyplom robiła strukturalne portrety. Sprejowała na płótno piankę do uszczelniania okien. Po tym jak pianka się rozprężyła i zastygła, nakładała na nią farbę. Był to śmiały eksperyment, zważywszy, że większość podejść, prowadziła do gorzkiego rozczarowania i niezadowalających efektów. Malowała całkiem dobre obrazy, więc czemu cisnęła piankę na płótno? Dlaczego brnęła w ślepy zaułek rozwiązań formalnych. Niby bez sensu, ale nie do końca.
Właśnie to zmaganie z materią, jest kluczowe do tego, żeby cokolwiek stworzyć. W latach 60-tych była taka szkoła w malarstwie, w której polscy malarze, tj. Rajmund Ziemski kaligrafowali swoje obrazy na wzór mistrzów japońskich. Ich polski wigor i wykop miał się nijak do japońskiego spokoju jak z żelaza. Morał z tego taki, że Polak nigdy nie będzie Japończykiem, ale najwidoczniej musieliśmy to najpierw sprawdzić.
Prace Roberta Jaworskiego to szukanie równowagi pomiędzy dominacją i uleganiem materii. Właśnie dlatego są seksi.
Robert Jaworski
Fantastyczne oranże i fiolety
16-31.10.2019
Xandu Galeria i Dom Aukcyjny
Hoża 51, Warszawa
Fot. MW
Monika Waraxa
Komentarze
Prześlij komentarz