Monika Sosnowska w Zachęcie jeszcze tylko kilka dni
Warto przejść dezynfekcję rąk dla tej wystawy. Można by się nawet dać dla niej zdezynfekować w całości.
Oglądanie prac Moniki Sosnowskiej w Zachęcie dostarczyło mi wielu wrażeń. W domu byłam późno, zrobiło się już ciemno, w dodatku zgłodniałam. Pokroiłam ćwiartkę kalarepy
i ułożyłam elegancko jej plasterki na małym talerzyku. Wielkością i grubością ułożyły się
w ciąg Fibonacciego, który przyroda tak pięknie ilustruje fraktalem zielonego kalafiora, kwiatu słonecznika czy szyszki. Natura zachwyca harmonią, a prace Sosnowskiej dekonstrukcją.
Zachwycają skalą, ale też adekwatnością i zgodnością czasu i miejsca. To piękna choć jednak trochę mroczna wizja rzeczywistości, a skojarzenie rozkładem i entropią – co dla wielu jest perwersyjnie fascynujące – narzuca się właściwie od razu. Nie ma się co krzywić, ani rozpaczać. Żyjemy na krańcu czasu, a instalacje Moniki Sosnowskiej to bardzo trafna ilustracja tego drobnego wycinka czasu, który my nazywamy nowoczesnością.
Monika Sosnowska, Schody, 2016, fot. MW |
Chrupiąc kalarepę, myślałam o „czarnym domino” z Sali Matejkowskiej. Wyobrażałam sobie też ekipę spawaczy, która montowała tę instalację. Ale prawdopodobnie jeszcze większym wyzwaniem logistycznym był montaż czarnego „kołtuna”. Szybko zorientowałam się, że to bardzo wdzięczny obiekt do fotografowania. Właściwie można zatrzymać się przy nim na dłużej i chodzić wokół, fotografując wybrane fragmenty pracy. Biorąc pod uwagę jej skalę, możliwości kompozycyjne są właściwie nieograniczone.
Natomiast czerwona poręcz, którą artystka mogła ukręcić z klatki schodowej dziesięciopiętrowego bloku z warszawskiej Chomiczówki, przykuwa uwagę, zarówno kolorem jak i swoim duktem.
Monika Sosnowska, Fasada, 2016, fot. MW |
Monika Sosnowska, Targowisko, 2013, fot. MW |
Sosnowska rzadko udziela wywiadów, można powiedzieć, że trochę chowa się za swoimi pracami, najlepiej chyba zamaskowała się instalacją „Przedpokój”. Błądząc po labiryncie jej ostrych kątów, zastanawiałam się, z jakiego koloru kartonu artystka zrobiła jej model i czy używał nożyka do nacinania krawędzi. A oglądając zieloną instalację, ucieszyłam się na widok pary zwiedzających – chłopaka i dziewczyny, bo dzięki nim skala pracy wybrzmiała
o wiele lepiej.
Klamka zapadła
Jedną z najnowszych prac jest klamka z odciskiem dłoni. Trochę taki ślad po człowieku. Czy wyginiemy, czy jednak przetrwamy i wyciągniemy wnioski.
Zrobiłam kilka kółek po wystawie, trochę z powodu niedosytu, ale też żeby obejrzeć prace pod różnym kątem, z różnych perspektyw. Wystawa potrwa jeszcze kilka dni, ale warto ją zobaczyć. Może w czwartek – wtedy wejście jest za darmo, a pracownica galerii, która proponuje dezynfekcję rąk przed wejściem na wystawę jest naprawdę sympatyczna, nie mówiąc o ochroniarzu-bileterze.
Monika Sosonowska
24.07–25.10.2020
Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki
Monika Waraxa
Komentarze
Prześlij komentarz