Wspomnienie z czasów ASP plus przepowiednia
ASP w Warszawie
Przeniosłam się tu z Wydziału Sztuk Pięknych w Toruniu. Ledwo ledwo mnie przyjęli. Odrzucili moje podanie, ale zaczaiłam się na Rektora i błagałam o powtórne rozpatrzenie sprawy. Udało się, dziekan ds studenckich, powiedział: przyjmujemy Panią w drodze wyjątku.
Przeniosłam się tu z Wydziału Sztuk Pięknych w Toruniu. Ledwo ledwo mnie przyjęli. Odrzucili moje podanie, ale zaczaiłam się na Rektora i błagałam o powtórne rozpatrzenie sprawy. Udało się, dziekan ds studenckich, powiedział: przyjmujemy Panią w drodze wyjątku.
Powtarzałam drugi rok, który był rokiem świstaka. Spotkanie z kolegami z mojego roku, nie było wystrzałowe. Karol Radziszewski plus koleżanki. Raz podbiłam do nich na korytarzu, że może się przyłączę, bo nie mam z kim gadać. Rozdziawili gęby. I tak.
Za to rok wyżej: Piotr Kopik, Iwo Nikić, Marta Kuklik, Konrad Wiśniewski, Kacper Borowczyk, Agnieszka Sandomierz, Karolina Zdunek, jacyś tacy bardziej.
Oczywiście piło się dużo wina i czekało, czy na wystawę końcową wezmą obraz na korytarz. Cała pracownia zamierała, w oczekiwaniu na decyzję profesora Jarosława Modzelewskiego.
Po latach mogę powiedzieć, że to dobry malarz, cenię go do dzisiaj. Szkoda, że go tu nie widuję.
Mój obraz na korytarzu nigdy się nie znalazł, ale było o włos. Za to raz, upchnęli na korytarzu mój rysunek, widocznie inne się nie nadawały.
Lata Akademii przepełnione były papierosami i winem. Pani Basia modelka częstowała mnie bułką z boczkiem za parawanem, a i czasem czymś mocniejszym. Hop.
Paliłyśmy razem mentolowe papierosy i rozmawiałyśmy o stosunkach damsko męskich. Jeden kolega pytał retorycznie: a co to dla ciebie za towarzystwo? Nie wiedziałam, że jestem właśnie w Opętanych online.
Malowałam wtedy dużo, jakieś siedem dni w tygodniu, od rana do wieczora z przerwą na rysunek i nudne wykłady z filozofii. Dlaczego wtedy tak myślałam? Może rzeczywiście były nudne. Teraz sobie czytam Pitagorejczyków i się zachwycam.
Nie romansowałam wiele, tylko platonicznie z jednym takim wysokim asystentem. Bardzo byłam w nim zakochana, ale patrząc na tę miłość po latach, miło mi że nasze drogi się rozeszły.
Nie romansowałam wiele, tylko platonicznie z jednym takim wysokim asystentem. Bardzo byłam w nim zakochana, ale patrząc na tę miłość po latach, miło mi że nasze drogi się rozeszły.
Ego
Ego w tamtych czasach miałam wielkości wagonu bydlęcego. W głowie dźwięczała mi taka myśl: albo będę najlepsza, albo wcale. Podchodziłam do tej kwestii bardzo poważnie.
Nie byłam jednak czarnym koniem na studiach. Był nim Karol Radziszewski. Potwornie mu zazdrościłam i chciałam tak jak on na czwartym roku, rozbłysnąć jak zorza albo kometa.
Koniec czwartego roku był dla mnie, Marcina Chomickiego i Justyny Wencel ciekawą odmianą, gdyż nie czekaliśmy, aż nas wezmą na korytrz, sami wyszliśmy. Urządziliśmy swoją własną wystawę w ubikacji na pierwszym piętrze Wydziału Malarstwa ASP. Wystawa zatytułowana była Łazienki królewskie i zawierała zdjęcia z Łazienek Królewskich, plus elementy wystroju wnętrza oraz radio. Założenia mieliśmy różne. Dziekan ds studentów pogratulował nam pomysłu, co nas oczywiście dobiło. Natomiast Agnieszka Kowalska z Gazety Wyborczej, napisała, że bardzo ładna ta realizacja Karola Radziszewskiego. Nic dziwnego bo Karol tego roku wykwitł wszędzie, na kilku wydziałach jednocześnie i powoli zaczął się wylewać poza mury szkolne.
A my słaliśmy oburzone listy do GW, że jak nas tak można było pomylić i że żądamy sprostowania.
A my słaliśmy oburzone listy do GW, że jak nas tak można było pomylić i że żądamy sprostowania.
Kiedy przywołuję moje ówczesne pragnienia, to widzę, że zasadzały się one oczywiście na ego wielkości wagonu bydlęcego i chęci odniesienia sukcesu. Już nie ważne jakiego czy finansowego czy innego. Myślało się więc dużo o tym, jak zaistnieć i co namalować, bo wtedy tylko malowałam. Powoływanie się na przynależność do mniejszości seksulanej czy etnicznej lub ekshibicjonizm innego rodzaju nie wchodził w grę. Miałam więc związane ręce. Ale się nie poddawałam.
Mogę powiedzieć, że stanęłam do wyścigu, ale tak jak pisałam wcześniej, nie byłam czarnym koniem.
Dokładnie dziesięć lat temu obmyślałam, co będę malować na dyplomie.
Teraz mój świat wygląda inaczej. Za oknem widzę panoramę Londynu: City, szyszka, Elephant & Castle, MI6. Mam swój boks na Peckham, w którym rysuję i maluję, ale już z innych powodów niż na studiach.
Zasadnicza zmiana która zaszła w świecie, pokazuje wyraźnie, że indywidualna produkcja artystyczna czego bądź, powoli się przedawnia. Świat nie radzi sobie z nadprodukcją również w tej dziedzinie. Zmiana perspektywy, podziału ról, jest nieunikniona.
Artysta przyszłości będzie zajmował się wieloma różnymi rzeczami, ale nie produkowaniem obiektów mniej lub bardziej materialnych.
Poza tym okazało się, że Saatchi znęca się nad żoną, co nie stawia kolekcjonerów sztuki w zbyt dobrym świetle. a raczej pokazuje, że to wynaturzone bydlęta.
Monika Waraxa, 4/07/2013, Londyn
Westwood, 1 z 32 obrazów dyplomowych, 120x120cm, 2004 |
Komentarze
Prześlij komentarz