Bez dźwięku, Richter w Tate Modern

--> Związki pomiędzy dzisiejszymi artystami, zwłaszcza malarzami przypominają zawiłe losy bohaterów oper mydlanych, mini seriali lub jak kto woli.
Kiedy szwendaliśmy się po Old Bond Street, oglądając niedorzeczne wystawy sklepowe najdroższych marek świata, doszliśmy do domu aukcyjnego Christie`s.
Tam zamiast absurdalnych konstrukcji wystawowych, na bilbordowej ceracie, były wydruki ostatnio sprzedanych płócien. Cena sprzedanego Richtera ₤3, 625, 250. A obraz niespecjalny. Nabywca pewnie myślał inaczej. Wnioski nasuwają się same. Kto chciałby być Richterem? Ja?
      Na wystawę Richtera weszliśmy dzięki karcie Membership. Przy wejściu rozdawano książeczki. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy otworzyłam książeczkę, z nadzieją, że zobaczę tam wiele barwnych reprodukcji, które odświeżą moją pamięć, w odpowiednim momencie. Zamiast tego sam tekst. W każdym razie wystawa Richtera reklamowana jest jako retrospektywa.
Podzielono ją na obszary czasowe i tematyczne. Trzynaście pokoi z obrazami Richtera.
Pokój pierwszy– Fotorealizm z Düsseldorfu
Pokój drugi– Po Duchampie
Trzeci– Pejzaże miejskie
Pokój, pokój, pokój

Blondynka, M. Waraxa, 2011, kredka na papierze

Akt schodzący po schodach (1966) Richtera wygląda tak jakby namalował go Marcel Duchamp. Jest o wiele bardziej duchampowski, niż kubistyczny obraz, który był jego pierwowzorem. Przedstawia młodą kobietę, o krótkich blond włosach, schodzącą nago po schodach. Ten obraz mógł być dla Richtera inspiracją i przełomem w myśleniu o malarstwie. W jednym z wywiadów Gerhard Richter powiedział, że po Duchampie malarstwo umarło. Co jakiś czas zresztą, tezę o śmierci malarstwa odświeża się. Dziś to już chyba tylko na potrzeby marketingu. W Polsce ostatnio, taka okazja nadarzyła się w latach dziewięćdziesiątych obok sztuki krytycznej. Liczni krytycy opowiadali, że malarstwo ist tot. A od Sasnala, już nie tot. W każdym razie Richter zaczął malować obrazy na podstawie tezy, że malarstwo umarło. Dodając, do dyskusji na temat kondycji malarstwa swój komentarz, w postaci obrazów, a nie tylko słów. Czy właśnie to przewrotne posunięcie przyniosło mu sławę?

Pośród artystów europejskich, którzy wyemigrowali do Nowgo Jorku w okolicach II wojny światowej, Duchamp miał chyba największy autorytet. Z czego to wynikało? Z jego małomówności? Dlatego, że lubił seks z brzydkimi kobietami? A może dlatego, że spędzał długie godziny zamknięty w pokoju przy 14 Zachodniej Ulicy, myśląc o sztuce, robiąc zapiski, udzielając lekcji francuskiego? A może dlatego, że przede wszystkim dobrze czuł się w Nowym Jorku? Autorytet Duchampa nie był taki znowu napompowany. Prace, które wybierał w latach trzydziestych do kolekcji Peggy Guggenheim, nie straciły na swojej ważności till now.
Rozmazane  obrazy Richtera wskazują ruch. To dosyć oczywisty zabieg. Z ruchem zmagali się kubiści i futuryści. Wiele nóg, wiele rąk. W dziale z Velázquezem w National Gallery, można zobaczyć XVII wieczny portret Arcybiskupa Fernando de Valdés, również poruszony. Rozwój fotografii utrwalił inne wyobrażenie ruchu. Poruszone zdjęcie, zawsze uważane było za nieudane, ale świadczyły nieodmiennie o ruchu.
Martwe natury
Kwiaty, M. Waraxa, 2011, tusz, kredka na papierze

Richter jest jednym z ostatnich malarzy, który z taką świadomością odnosi się do tradycji malarstwa i jego klasycznych tematów– portretu i pejzażu. Może to jeden z ostatnich malarzy, który myślał o sobie w kontekście osiągnięć Rembrandta, Velázqueza czy Veermera? Oglądając  obrazy Richtera, skojarzenia z klasyką malarstwa nasuwają się dosyć łatwo, pozostają jednak w doskonalej równowadze z jego propozycją formalną. Można powiedzieć, że jego postawa wobec tradycji jest aktywna. Wybierając nieatrakcyjne, pastewne tematy wskazuje na swoją fascynację codziennością. Jego malarstwo pojawia się w kontekście rozwinięcia ideii obrazowania świata. Jest rodzaj błogości, która ogarnia człowieka przed chmurami Richtera. Jest przyjemnie i niepokojąco, bo pod chmurami kryje się dziura ozonowa.

Chmury, M. Waraxa, 2011, tusz, kredka na papierze

Banalne tematy są podejmowane przez Richtera z przekory, tak jak z przekory podjął on dyskusję z Duchampem, mówiąc o końcu malarstwa.
Kiedyś chmury bywały tłem. Płonąca świeca na obrazach holenderskich mistrzów, zawsze w towarzystwie innych rzeczy, dodających jej znaczenia. Malarzom od samego początku– przynajmniej tak mi się wydaje, chodziło o stworzenie przekazu zawierającego jak największą ilość detali. Więc jak można się odnieść do malarza, który trzy czwarte swoich obrazów rozmazuje?
Iluzja, która wraz z detalicznością była technicznym wymogiem malarstwa. W przypadku Richtera jest z onirycznym muślinem niedopowiedzeń. Tajemnica. Medytacja. Jest ryzyko kiczu i tanich emocji.

Wystawa przybliża nas do tajemnicy zwiazanej z potrzebą patrzenia na obrazy i czerpania z tego przyjemności oraz przemyśleń. Obrazy Richtera napawają niepokojem i błogością. Ponad linią chmur króluje przekora, która zamiast kwaśnych komentarzy, jak to bywa w przypadku mniej zdolnych artystów, niesie żywą uniwersalną treść, która jednak nie wynika ze sposobu malowania. Niektórzy myślą, że można zamaskować brak prawdziwej myśli w przekazie, sprawnie wyprodukowanym obiektem sztuki. Myślę, że Richter nie zalicza się do tego grona. Zastanawia się nad różnymi rzeczami– mimo cyfr jakie pojawiają się na etykietach sprzedaży. Artysta w pojedynkę mierzy się z samotnością, którą uruchamia malując obrazy. Nic dziwnego, że z tej samotności na złość sobie mówi, że malarstwo umarło. Z drugiej strony najpierw trzeba zaryzykować i przyznać, że jest potrzebne.

Głowa, M. Waraxa, 2011, tusz, kredka na papierze


Gerhard Richetr, Panorama, Tate Modern, 6/10/11- 8/01/12, Londyn  
Monika Waraxa, tuż przed Świętami, 2011




Komentarze

Popularne posty