Intencje kontra obserwacje

Wilhelm Sasnal w Whitechapel Gallery
 Pierwsza krzepiąca myśl– Polak w londyńskiej galerii. Druga myśl– burek na złotym łańcuchu.
Galeria jest dosyć przestrzenna. Obrazy Sasnala zostały ulokowane na dwóch piętrach. Na wystawę wchodzi się prosto od wejścia. Katalog z obrazami kosztuje £20. To dużo czy mało? Dla porównania album Helmuta Newtona z polaroidami przeceniony na £34. A Wiedza tajemna Davida Hockneya £14 z groszami. Natomiast dziełko Susan Sontag o fotografii na ekologicznym papierze niecałe £10, więc można sobie porównać.

Sasnal, M. Waraxa, 2011, tusz, kredka na papierze

Wilhelm Sasnal na zdjęciu w gazecie wgląda na zmęczonego rzeczywistością. Posiwiał. No może te oczy ma trochę za mocno przymrużone, jakby coś knuł. To malarz, który świetnie referuje współczesne społeczeństwo i jego potrzeby, przynajmniej te nagłośnione w mediach. Jego sposób pojmowania świata odbywa się na zimno i z dystansem. Uczestniczy w wydarzeniach. Ponieważ malarz nie może być poza. Przypadkowość, wynikająca ze strumienia wizualnego, napędzanego przez media, przestała byś już atutem tego malarstwa, a stała się głównym obciążeniem. Bulwą, która już większa nie urośnie, mimo oczekiwań. Retrospektywa Sasnala w Whitechapel budzi znużenie swoim znużeniem. Świat, który opisywały obrazy Sasnala, odchodzi w zapomnienie. W świecie przyszłości topienie jakości w wielości, ustępuje pojedynczym okazom, wydobytym na piedestał uwagi. Wielkie produkcje artystyczne stały się niemodne z powodu nieekologicznego zużywania ludzi i materiałów oraz niewspółmiernie dużego kompromisu jaki musi podjąć twórca. W dobie kryzysu, to zbędny wydatek.

Na parapecie, M. Waraxa, 2011, kredka na papierze







Roy, M. Waraxa, 2011, tusz, kredka na papierze

Pocztówki przy księgarni galeryjnej. Sasnal, nie Richter, nie Tuymans. Niewiadomo. Oglądając obrazy Sasnala ma się wrażenie, że jest mu zupełnie obojętne co maluje: płot, drzewo, kawałek pola, Japonkę w kocu. To postawa, którą malarz przyjmuje, ze względu na czasy w których żyje. Obojętność wobec rzeczywistości, daje szare kolory i nadużywanie czerni gazetowej, a symbolicznie rzecz ujmując rastra drukarskiego. Odgrywanie obojętnego, daje po czasie człowieka obojętnego naprawdę. Jeśli zakładamy, że dzięki obojętności stworzymy doskonały pod względem formalnym przekaz malarski, o niepowtarzalnej i niespotykanej dotąd strukturze, to jest bardzo ciekawe założenie. To co robimy w życiu emanuje nam na twarz lub tak jak w przypadku malarza na obraz. Dzięki założeniu, że malarz współczesny sobie tylko kronikuje rzeczywistość na zimno i zablokował emocjonalny bełkot, na rzecz rozumowego opisu, efekty mogą być naprawdę zaskakujące.

A już dzisiaj widać, że eksperyment się nie powiódł. Jeszcze rok temu w Zachęcie na dużej wystawie Wilhelma Sasnala, wydawałoby się, że malarz dobrze maluje. Dziś obojętność i stabilna obserwacja rzeczywistości przyniosła rutynę, mechaniczność, która objawia się w sięganiu po nieważne co. Takie pospolite motywy mogą nasunąć skojarzenie z innym polskim malarzem- Jarosławem Modzelewskim. Równie rzeczowym, co Sasnal, jednak nie tak obojętnym i nie tak znanym za granicą. Jeden poważny kolekcjoner na tropie Sasnala w Polsce, został poczęstowany Modzelewskim, ale się obraził, bo ceny mu nie opowiadały, za niskie. Zrobił się czerwony i powiedział ustami asystenta, że za taką kwotę to on nawet nie wychodzi z domu. Burak lub człowiek z zasadami. Lecz obok buraka lub człowieka z zasadami toczy się kwestia: co rozsądza o jakości malarstwa? Nie, nie jego ceny jak sądzą niektórzy. Jesteśmy świadkami szczytowania komercjalizacji malarstwa. To czym bawiła się Peggy Guggenheim z pomcą Duchampa, negocjacje sprzedaży obrazów Picassa przez Picassa za kapelusz z Panamy. Gra Warhola z kolekcjonerami maskowana opieszałością. 

To wszystko zatoczyło koło i wróciło do nas jako złoty banan, który wskazuje kierunek tworzenia realiów rynkowych. Można się tym znudzić, albo wkurzyć. Nie malować obrazów lub malować brzydkie, na złość. Można podejmować wiele działań lub nie robić nic. Poza naszymi pomysłami i biznesplanem, istnieje wartość. Coraz słabiej jednak widoczna. Malarstwo współczesne zapadło się w eksperymencie formalnym, który nigdy tym eksperymentem nie był. Podszywając się tylko pod niego, rozwijał się jako spekulacja rynkowa. Więc mało istotne jest to, że Sasnal podobny do Richtera, a Tuymans jest synem malarskim Sasnala choć urodził się wcześniej- tu jak i w wielu innych wypadkach czasoprzestrzeń się zakrzywia.

Może więc kolekcjonerzy wraz z instytucjami polskimi publiczno- prywatnymi (w Polsce to się zawsze miesza) wymyślili Sasnala jako tańszą wersję Richtera podprawioną egozotyką prosto z garażu Anki, który namaluje dla nich dużo melancholijnych, szarych obrazów zaprawionych rosołem z kury, polską zgrzebnością i szyderstwem z akademizmu. Chyba tak. A malarz dodał idąc w zaparte, że wszelkie podobieństwa były zamierzone. Dlatego dla przyjemności zaczął kręcić filmy, natomiast obrazy maluje z obowiązku i z kontraktu. I tak poznajemy jedno z istotniejszych narzędzi kreowania nowych trendów w sztuce, niepodobnych z założenia do niczego, co było wcześniej. Szczerze i otwarcie o inspiracjach innymi malarzami. Tak nowatorsko i odważnie jeszcze nikt tego nie deklarował. To nie trendy w sztuce światowej się liczą. Tylko zabiegi marketingowe, wokół których, tworzy się mit i legendę. 


Japonka w kocu, M. Waraxa, 2011, tusz, kredka na papierze

W przypadku obrazów Sasnala dystans i wnikliwa obserwacja rzeczywistości, zostały zamienione na wszystko mi jedno co maluję. Niezależność i świeżość zmieniły się w zmęczenie rzeczywistością. Szlachetność i minimalizm szarych obrazów zamieniły się w burość i błotnisty posmak w ustach. Uderzająca i mocna czerń zamieniła się w nużącą sztampę. Natomiast obiecująca deklaracja, że umiem wszystko namalować, zamieniła się w małpią zdolność. Kogo to jednak obchodzi, skoro ceny idą up, muzea, fundacje kupują. A mechanizmy rynkowe to o wiele za bardzo skomplikowna sprawa. Wrażenie ogólne po tej wystawie jest następujące: rezygnacja. Dobrze, że poszłam na wystawę w niebieskich spodniach.
Monika Waraxa, pierwsza połowa grudnia, 2011

Zapałki, M. Waraxa, 2011, tusz, kredka na papierze




Wilhelm Sasnal, 
Whitechapel Gallery
14/10/2011–1/01/2012, London








 


Komentarze

Popularne posty