Artyści tu, artyści tam

Młody Charles Saatchi

Świat sztuki w UK (Londyn) jest systematycznie spsiany nadmiarem zwłaszcza pieniędzy,
a w Polsce natomiast ich brakiem.

Lobby świata sztuki działające w Polsce nie wierzy w swoje istnienie, tak jak wariat nie wierzy w swoją chorobę psychiczną. Oficjalna wersja, utrwalana w radio i prasie jest taka: jest dobrobyt, jest tolerancja, są możliwości i naprawdę dobry artysta w końcu kiedyś wypłynie. Może zeżre wcześniej własne zęby i połknie język, ale jednak.

Polska sztuka i kultura mieć się będzie źle i źle. Gdyż prywatnych sponsorów i fundatorów brak, a Ministerstwo Kultury orze jak może. Raz do roku fundacje, organizacje pozarządowe, stowarzyszenia mają okazję wskoczyć na jedną, małą tratewkę zwodowaną przez Ministerstwo. Wśród aplikantów znajdziemy również galerie prywatne (Raster, Żak Branicka), które zgarniają pulę na promocje kultury polskiej za granicą, choć jadą na targi do Miami lub Bazylei, gdzie promują nie kulturę polską tylko własny interes. Czyja to wina? To chyba spsienia poprzez system, w którym prywatny sektor wsparcia finansowego kultury, jest niezaprzeczalnie o wiele za mały.

Głównym koszmarem polskiego artysty jest brak pieniędzy na sztukę i niewielkie możliwości wystawiania się. Bo razem z alternatywną formą finansowania nie rozkwitła niestety alternatywna scena wystawiennicza. Więc jeśli nie jest się członem Krytyki Politycznej, albo kolegą Karola Sienkiewicza, albo koleżanką Kuby Banasiaka, pozostaje zeżarcie własnych zębów.
Oczywiście jest duże prawdopodobieństwo, że się mylę lub źle oceniam sytuację, gdyż nie znam wszystkich faktów. Obym żyła w słodkiej nieświadomości.

Powody tworzenia i robienia sztuki są różne. Ich niestety nie da się prześwietlić od razu, chociaż kiedy obserwuje się drogę rozwoju poszczególnych artystów, z czasem coraz wyraźniej widać charakter ich motywacji. Sukces nic nie ułatwia, ale wszyscy do niego dążą i właściwie nie myślą o jego konsekwencjach, które mogą być opłakana. Najmniej inwazyjny, w przypadku odniesienia sukcesu, jest spadek poziomu prac, najbardziej przykry – spadek formy i degradacja na poziomie czysto humanistycznym. Na szczęście w realiach polskich sukces w sztuce nie jest powszechny, a twórcy raczej są regularnie sprowadzani na ziemie przez twardą rzeczywistość, z brakiem możliwości w tle.

Artyści, którzy żyją i pracują w UK, mają inny problem. Tu na sztukę są pieniądze i można się wystawiać. Tutejszy rynek sztuki jest jednak konserwatywny. Mało tu ryzykantów i kolekcjonerów z polotem oprócz Charlesa Saatchiego. W tym temacie raczej konserwa i flegma. Tu nie kupuje się nieznanych artystów, tak jak nie zażywa się haszyszu z nieznanego źródła. Zwykła angielska przezorność i dmuchanie na zimne. Z drugiej strony jest społeczeństwo kastowe, podsycane szczerozłotym kapitalizmem, gdzie w Tesco i Lidlu pewne grupy społeczne nie robią zakupów, bo nie wypada. Artyści słabo odnajdują się w tej rzeczywistości, ponieważ aspirują do lepszego świata, który w Polsce w takiej postaci nie istnieje. Presja jest duża, więc niektórym dym idzie uszami. Jednym słowem aspekt komercyjny jest tu bardzo wyraźny.

W Polsce natomiast rynek sztuki nie istnieje. Bo nie można nim nazwać aukcji charytatywnych, które w założeniu zostały wymyślone do zbierania pieniędzy na zbożny cel i promocji młodej sztuki. W praktyce są miejscem, gdzie sprzedaje się obrazy artystów po zaniżonych cenach. Artysta zamiast promocji, ma promocję taniości. Słyszałam już różne teorie na ten temat tego, jak powstaje wartości działa sztuki. Jedna z moich ulubionych to ta, że obiekt sztuki jest wart tyle, ile ktoś chce za niego zapłacić. Co w naturalny sposób łączy umowność ceny z umownością jakości. Dlatego najbardziej powszechny rodzaj sztuki dziś to Agreement Art czyli Sztuka Umowna. Rynek (kolekcjoner) umawia się na kwoty, a potem idzie już z górki. Są ludzie, którzy się w tym pławią, a są tacy, którzy nie wytrzymują, jak na przykład Kenny Schachter (Gagosian Gallery), który tu opowiada dlaczego praca w zawodzie przestała go interesować. Jak ocenić jakość w sztuce, kiedy panuje umowność? Czas pokaże.

Ja oczywiście też bym chciała, żeby Charles Saatchi zakupił dużo moich prac i zaopiekował się mną jak Damienem Hirstem. Na razie jednak, co jest krzepiące nie zeżarłam swoich zębów. Oddaje się pracy twórczej, rozmawiam z ludźmi, piję earl greya i ćwiczę jogę. Jednym słowem utrzymuje ciało i umysł w dobrej formie. Bo jak to powiedział pewien stary rumuński góral: Nigdy nie wiadomo, co się przydarzy.

Monika Waraxa, 13.13.13


Nigella Lawson – świetnie gotuje.
Prywatnie żona Charlesa Saatchiego

Komentarze

Popularne posty